search

Ecstasy. Trzy romanse chemiczne. [Irvine Welsh] - książka

25,00 zł
Brutto

Bezkomromisowa opowieść autora Trainspotting.

Ilość

  Polityka bezpieczeństwa

(edytuj w module Customer Reassurance)

  Zasady dostawy

(edytuj w module Customer Reassurance)

  Zasady zwrotu

(edytuj w module Customer Reassurance)

Uwaga! Tył okładki nosi ślady transportu. Obniżona cena.

Kontrowersyjny autor kultowego "Trainspotting" powraca w kolejnej polanej narkotycznym sosem, kontrowersyjnej książce! Czy jesteś gotowy zobaczyć świat Irvina Welsha ... inaczej?

Trzy historie o pokręconej miłości, z jej wzlotami i upadkami, z charakterystycznym dla autora twistem. Ta lektura zmienia postrzeganie.
Sparaliżowana autorka bestselerowych romansów historycznych, po wypadku przykuta do łóżka, planuje zemstę na mężu, który nurza się w hazardzie i permanentnie ją zdradza.
Okaleczona piękność przy pomocy zakochanego w niej młodego kibola, zamierza odnaleźć człowieka handlującego lekiem, przez który sama od dziecka jest kaleką.
Nieszczęśliwa w małżeństwie młoda japiszonka i starzejący się klubowicz – przemytnik narkotyków – nawiązują szalony romans w rytm muzyki house i stroboskopów.

Prozę Welsha krytycy obwołali reprezentacją nowego gatunku — romansu chemicznego.

„Natarczywa, brutalna i posępnie zabawna proza”
Nick Hornby

 

FRAGMENT


Lorraine jedzie do Livingston Romans rave'owy z czasów regencji Dla Debbie Donovan i Gary'ego Dunna

1. Czekoladki Rebekki

Rebecca Navarro siedziała w przestronnej oranżerii i spoglądała na jaśniejący świeżą zielenią ogród. Perky przycinał róże pod starym kamiennym murem na końcu ogrodu. Zdawało jej się, że dostrzega dobrze znaną zmarszczkę na jego zaaferowanym obliczu, widzenie utrudniało jednak mocne słońce, które świeciło przez szkło prosto w jej oczy. Od gorąca robiła się senna, miała wrażenie, że unosi się w powietrzu, nie bardzo wiedząc, gdzie się znajduje. Poddała się bezwładowi i rękopis wysunął się z jej palców, spadając z ciężkim stukotem na szklany blat stolika. Na pierwszej stronie widniał napis: BEZ TyTułu – DZIEłO w TOku (Romans z czasów regencji o pannie May nr 14)
Złowroga, ciemna chmura przesłoniła słońce, wyrywając Rebeccę z sennego transu. Rzuciła okiem na swoje odbicie w pociemniałej szybie drzwi przepierzenia. wzdrygnęła się z odrazą, po czym odwróciła się w tamtą stronę, wciągając powietrze. Nowy obraz skutecznie zaćmił wspomnienie obwisłego podgardla i Rebecca poczuła, że należy jej się mała nagroda.
Perky był pochłonięty swoją pracą, a przynajmniej udawał, że tak jest. Państwo Navarro zatrudniali ogrodnika, który wypełniał swoje obowiązki profesjonalnie i sumiennie, ale Perky zawsze znajdował pretekst do wyjścia na powietrze i dłubania przy jakiejś robocie. Podobno łatwiej mu się wtedy myślało.
Rebecca za nic w świecie nie potrafiła sobie wyobrazić, nad czym to musi aż tak rozmyślać.
korzystając z zaabsorbowania Perky'ego pracą, Rebecca ukradkiem sięgała do pudełka. Zdjęła górną warstwę czekoladek i wzięła z dolnej dwie trufle rumowe.wepchnęła je do ust, mało nie mdlejąc z uczucia nudności, i zaczęła szybko przeżuwać. Chodziło o to, żeby je zjeść jak najprędzej: w ten sposób miał człowiek wrażenie, że organizm można jakoś oszukać i dzięki temu przerobi wszystkie te kalorie.
To złudzenie pryskało, gdy obrzydliwe, słodkawe mdłości dochodziły do żołądka. Czuła, jak ciało w powolnych męczarniach rozdrabnia paskudną truciznę, prowadzi skrupulatną inwentaryzację kalorii i toksyn i w końcu rozsyła je do tych części organizmu, gdzie będą mogły wyrządzić najwięcej szkody.
Dlatego z początku Rebecca uznała to za kolejny, doskonale znany napad paniki: powolny, palący ból. Po kilku sekundach dopuściła do siebie możliwość, że to jednak coś więcej. Zabrakło jej tchu, dzwoniło jej w uszach, a świat zaczął wirować.
Rebecca spadła z krzesła na podłogę oranżerii, chwytając się za gardło, z twarzą wykrzywioną grymasem; z jej ust ciekła ślina zmieszana z czekoladą.
Oddalony o kilka jardów Perky obcinał różane krzewy.
Trzeba będzie je opryskać, pomyślał, prostując się i oceniając efekty swojej pracy. kątem oka dostrzegł coś drgającego na posadzce oranżerii.
2. Jaśmina jedzie do Yeovil

yvonne Croft wzięła do ręki książkę Jaśmina jedzie do Yeovil Rebekki Navarro. kiedyś wyśmiewała się z matki, że czyta kiepskie romansidła z serii „Romanse z czasów regencji o pannie May”, ale od tej książki po prostu nie mogła się oderwać. Czasem zdawało jej się, że skala tej fascynacji wymyka się spod kontroli. Siedziała w pozycji lotosu w wiklinowym fotelu, który wraz z wąskim łóżkiem, drewnianą szafą, komodą i miniaturowym zlewem stanowił całe umeblowanie jej niewielkiego, prostokątnego pokoju w ośrodku dla pielęgniarek szpitala St. Hubbin w Londynie.
Pochłaniała dwie ostatnie strony, będące kulminacją tego romansu.
wiedziała, co się stanie: podstępna swatka panna May (która pojawiała się w różnych rolach we wszystkich powieściach Rebekki Navarro) zdemaskuje niesłychane prostactwo sir Rodneya deMourney, a zmysłowa, namiętna i nieujarzmiona Jaśmina Delacourt połączy się z ukochanym, przystojnym Tomem Resnickiem, zupełnie jak w poprzedniej książce Navarro, Lucy jedzie do Liverpoolu, gdzie urodziwy urzędnik kompanii wschodnioindyjskiej, Quentin Hammond, wybawił śliczną heroinę od porwania, okrętu przemytników i życia białej niewolnicy u nikczemnego Milburna D'Arcy.
Mimo wszystko yvonne czytała z zacięciem, przenosząc się do świata romantycznej miłości, świata bez ośmiogodzinnych zmian na oddziałach geriatrycznych i opieki nad podupadającymi na zdrowiu, nietrzymającymi moczu albo stolca ludźmi, którzy przed śmiercią zmieniali się w uwiędłe, ciężko dyszące, kruche, pokrzywione parodie samych siebie.


Tom Resnick gnał jak na skrzydłach wichru. Wiedział, że dzielna klacz się męczy: lojalna i szlachetna Midnight może okuleć, jeśli będą pędzić z tak zawziętą determinacją. I po co? Tom musiał z ciężkim sercem przyznać, że nie zdążą dotrzeć do Brondy Hall, nim Jaśminę połączy małżeński węzeł z zasługującym na pogardę Rodneyem de Mourney, oszustem, który zamierza pozbawić tego pięknego anioła majątku i sprowadzić śliczne stworzenie do roli trzymanej w niewoli konkubiny. Na balu sir Rodney był w radosnym nastroju. Jaśmina jeszcze nigdy nie wyglądała tak pięknie. Dziś w nocy posiądzie jej cnotę, z wielką rozkoszą złamie opór młodej klaczki! Lord Beaumont stanął u boku przyjaciela.
– Twoja oblubienica jest zaiste niezrównana. Będę z tobą szczery, mój drogi Rodneyu, sądziłem, że nigdy nie zdobędziesz jej serca, i byłem przekonany, że uznała nas obu za fircyków.
– Nie wolno nie doceniać myśliwego, mój przyjacielu – uśmiechnął się sir Rodney. – Staje mi doświadczenia, by wiedzieć, że nie należy zanadto zbliżać się do umykającej ofiary. Po prostu trzymałem się z daleka i wyczekiwałem sposobności do zadania decydującego ciosu.
– Domyślam się, że chodzi o posłanie natrętnego Resnicka na zamorską placówkę?
Sir Rodney uniósł brew i ściszył głos.
– Upraszam o odrobinę więcej dyskrecji, przyjacielu. – Rozejrzał się niespokojnie i podjął, przekonany, że ich słowa utonęły w dźwiękach granego przez orkiestrę walca: – Tak jest, doprowadziłem do nieoczekiwanego powołania młodego Resnicka do regimentu Sussex Rangers, stacjonującego w Belgii.
Mam nadzieję, że strzelcy Boniego posłali już nicponia do stu diabłów!
– To bardzo dobrze – uśmiechnął się Beaumont – gdyż lady Jaśmina nie zachowała się w sposób, jaki przystoi damie o delikatnych manierach. Nasza wizyta u niej bynajmniej jej nie stropiła, ba, interesowała się sprawami kogoś, kogo śmiało można by nazwać jeszcze gołowąsem – z pewnością niegodnego uwagi osoby o światowych ambicjach!
– Tak, Beaumont, lecz w młodej klaczce pociąga właśnie taka krnąbrność, którą należy jednak złamać, jeżeli dziewka ma się stać posłuszną żoną. Dzisiaj zamierzam zająć się tymi jej narowami!
Sir Rodney nie wiedział, że za aksamitną kotarą stoi wysoka kobieta w starszym wieku. Panna May wszystko słyszała. Zmieszała się z resztą gości, pozostawiając go z myślami o Jaśminie.
Dziś wieczór będzie…
Pukanie do drzwi oderwało yvonne od lektury. Była to jej koleżanka, Lorraine Gillespie.
– Nocka, yvonne? – Lorraine uśmiechnęła się do niej. Jej uśmiech był niezwykły, zawsze skierowany jak gdyby gdzieś poza adresata. Gdy koleżanka czasem patrzyła w ten sposób, można było pomyśleć, że to wcale nie jest żadna Lorraine.
– A, taki niefart. Ta zasrana siostra Bruce to stara torba.
– Poczekaj, aż zobaczysz tę siostrę Patel. Gęba się jej nie zamyka.
– Lorraine aż się wzdrygnęła. – Idź zmień pościel na łóżkach, potem daj pacjentom leki, jak to skończysz, to idź zmierz im temperaturę, a potem idź i…
– Taa…Siostra Patel. Z nią masz przesrane.
– yvonne, mogę zrobić herbatę?
– A, jasne, sorry… Nastawisz czajnik, Lorraine? Przepraszam, ale po prostu muszę skończyć tę książkę. Lorraine podeszła do zlewu za plecami yvonne, nalała wody i włączyła czajnik. wracając, pochyliła się nad koleżanką i wciągnęła zapach perfum i szamponu yvonne. ujęła kosmyk lśniących blond włosów i zaczęła go trzeć kciukiem i serdecznym palcem.
– Boże, yvonne, ale masz super włosy. Jakiego używasz szamponu?
– Taki tam, Schwarzkopfa. Podoba ci się?
– Tak – odpowiedziała Lorraine, czując dziwną suchość w gardle. – Bardzo. wróciła do zlewu i wyłączyła czajnik.
– Idziesz dzisiaj do klubu? – zapytała yvonne.
- Pewnie, nie ma to jak klub – uśmiechnęła się Lorraine.


nr wydania: 1
oprawa: miękka
il. stron: 352
przekład: Jacek Spólny

Opis

język
polski
chat Komentarze (0)
Na razie nie dodano żadnej recenzji.