- Nowy
NoMeansNo: w drodze znikąd donikąd [Jason Lamb] - książka + CD
drugie wydanie
(edytuj w module Customer Reassurance)
(edytuj w module Customer Reassurance)
(edytuj w module Customer Reassurance)
Książka w miękkiej oprawie ze skrzydełkami, format: 205×250, 336 stron, pełnokolorowy druk, ponad sto reprodukcji zdjęć, ulotek i plakatów.
Przekład: Anna Mach
Już po pierwszej wizycie w Polsce w 1989 roku, NoMeansNo uzyskali u nas status zespołu kultowego. Fanów poruszyła ich muzyczna oryginalność, bezkompromisowość i autentyczność przekazu. Płyta Wrong, wydana jesienią tamtego roku przez Alternative Tentacles, została uznana została za arcydzieło i umocniła wizerunek tria z Kanady.
W czym zawiera się prawda o NoMeansNo, której nie znajdzie się przecież w wykazach dyskografii i koncertów, choćby i najkompletniejszych? Jason Lamb posługuje się w tym celu formatem historii mówionej, oddając głos samym członkom zespołu oraz osobom z ich otoczenia: muzykom, fanom, współpracownikom. Efektem jest pełna historia grupy, od jej powstania w 1979 roku, aż do przejścia na emeryturę niemal cztery dekady później, wraz z reprodukcjami kolorowych zdjęć i plakatów, z których wiele nie było wcześniej publikowanych. Mnogość głosów i punktów widzenia pozwala w pełni zanurzyć się w skomplikowaną, wielopłaszczyznową opowieść o NoMeansNo.
Polska edycja książki, ukazująca się równolegle z wydaniem amerykańskim, wzbogacona jest o płytę CD z zapisem legendarnego koncertu w warszawskiej „Dziekance”, który miał miejsce 25 maja 1990 roku. Materiał ten, pierwotnie wydany na kasecie przez QQRYQ jako „Live in Warsaw”, został zremasterowany i ukaże się po raz pierwszy w formacie CD.
Ni stąd, ni zowąd NoMeansNo zjawili się w San Francisco. Zagrali w jakiejś spelunie dla garstki osób, ale wystarczyła im chwila, żeby roznieść kilka okolicznych budynków. Bębny i bas miały w sobie tyle energii i precyzji, jakby grała na nich jedna i ta sama osoba. A może to bracia? Spojrzeliśmy na siebie z Ruth Schwartz z Mordam Records, uśmiechając się nerwowo i myśląc ‘No dobra, to które z nas ich zgarnie?’. I tak zaczęła się tamta fantastyczna i niezapomniana epoka…
Jello Biafra (Dead Kennedys, Alternative Tentacles)
NoMeansNo byli największym punkowym zespołem, jaki kiedykolwiek istniał, jestem tego całkowicie pewien. Tę wartką historię mówioną, spisaną przez Jasona Lamba, czyta się znakomicie. Autor wykonał pierwszorzędną pracę, gromadząc relacje wszystkich kluczowych postaci oraz zacnego grona muzyków z takich zespołów jak Fugazi, Soundgarden, Faith No More, Foo Fighters czy Black Flag, którzy okazują się być zagorzałymi fanami NoMeansNo. Fenomenalna dyskografia grupy tylko czeka, aby odkryła ją młodsza publiczność. Oby ta książka trafiła do młodych i zainspirowała ich do samodzielnego stworzenia czegoś wyjątkowego i śmiałego. Bo chyba największym darem, który jako fani otrzymaliśmy od NoMeansNo, jest przekonanie, że wszystko musimy zrobić i osiągnąć sami.
John Doran (The Quietus)
W roku 1989 tworzyłem już muzykę improwizowaną, free jazz i tak dalej. I wtedy usłyszałem Wrong. Ta płyta zrobiła na mnie wielkie wrażenie, bo po raz pierwszy usłyszałem coś, co łączyło punk i muzykę improwizowaną w spójną całość. Znajomi muzycy nie byli tym zainteresowani, ale we mnie coś się naprawdę zmieniło i zacząłem poszukiwać muzyki, w której surowa energia tradycji rockowej spotykałaby się ze swobodą, jaką daje improwizacja. NoMeansNo są i zawsze będą dla mnie ogromną inspiracją.
Mats Gustafsson (The Thing, Fire!, The End)
Jest wiele zespołów, muzyków, artystów, którzy w znaczący sposób wpłynęli na moje życie artystyczne i zawodowe – ale chyba nie ma bardziej znaczącego niż kanadyjskie NoMeansNo. Ich płyty i koncerty z lat dziewięćdziesiątych były jak tornado wkręcające się w nasze głowy. Długo myślałem, że to zauroczenie dotyczyło wąskiej grupy nakręconych młodzieńców, której byłem wtedy częścią. Po lekturze tej książki dowiesz się jednak, jak wielu osób dotyczy ta fascynacja i jak istotnym źródłem inspiracji muzycznych było NoMeansNo dla niezliczonej ilości muzyków na całym świecie.
Artur Maćkowiak (Something Like Elvis, Innercity Ensemble, you.Guru)
Pierwszy raz zagrali w Polsce 23 kwietnia 1989 roku, w dniu moich dwudziestych urodzin, i był to jeden z najlepszych prezentów, jakie w życiu dostałem. NoMeansNo otworzyli mi oczy i pokazali, że punk rock może być nie tylko muzyczną ilustracją nastoletnich rozterek, ale też i bardziej dojrzałą formą konfrontacji z niegodziwościami tego świata. Później skumplowaliśmy się i często spotykałem ich na koncertach. Za każdym razem było to zabawne i inspirujące doświadczenie. Cholernie dużo im zawdzięczam!
Wojtek Kozielski (autor, „Weltschmerz Hardcore”)
NoMeansNo jest jednym z być może dwóch zespołów (tego drugiego nie pamiętam), które uświadamiają mi swą wielkość tylko wtedy, gdy akurat ich słucham. Poza tymi sporadycznymi już teraz momentami bezwstydnie o nich zapominam, i to zupełnie niezamierzenie. Być może to właśnie ich droga bezkompromisowych antyidoli, a później autoironicznych dziadków pankroka sprawia, że traktuję ich w tak zapominalski sposób. Oczywiście tylko do momentu, gdy znowu włączę sobie Small Parts Isolated and Destroyed i zawieszony pomyślę: „Ja pierdolę, bez nich nie było by mnie. Kocham ich po kres żywota mego.”
Macio Moretti (Starzy Singers, Mitch & Mitch, LXMP)
Punk rock zrodził się jako inkarnacja zbuntowanego rock and rolla. Dość okrągły w kształcie i przewidywalny w rytmie. Rozwijał się szybko, w wielu kierunkach naraz. Kiedy wydawało mi się, że dał z siebie wszystko, pojawili się oni – NoMeansNo. To była rewolucja w rewolucji. Wielka eksplozja wywołana innym paliwem, niż znałem wcześniej. Szalone rytmy, skomplikowane aranżacje, niesamowita energia zawarta w krótkich hardcorowo-punkowych aktach. Niby ten sam gatunek, a jakże odmienny. Inteligentny, a jednocześnie prosty, wymagający, a zarazem dostępny. NoMeansNo wynieśli punk rocka na wyżyny, o jakich wcześniej nikt nie śnił.
Krzysztof Grabowski (Dezerter)